Posty

Który dzień Waszego życia chcielibyście przeżyć jeszcze raz? Dlaczego? (taki mały konkurs)

Nie chciałabym wracać w czasie i przeżywać na nowo tego, co już było. Gdybym zobaczyła dziś męża lub syna po raz pierwszy w życiu, zgubiłabym po drodze wszystkie inne, późniejsze, cudowne wspomnienia. Wolałabym, żeby dzisiaj, tu i teraz trwało wiecznie, żebym mogła być z moimi najbliższymi zawsze razem, bez końca. Ale gdybym mogła "przeskoczyć" w czasie tak na chwilę, to chciałabym się spotkać z tymi, których już nie ma, którzy odeszli. Mogłabym uścisnąć spracowaną, szorstką rękę mojej ukochanej babci, posłuchać, jak druga babcia śpiewa lepiąc pierogi, popływać motorówką z wujem po jeziorze Guzianka, czy w końcu pogłaskać mojego czarnego kota. I właściwie to właśnie teraz robię - podróżuję w czasie, w swojej własnej głowie. A łzy same lecą.

Bajka dla Piotra - Nowy przyjaciel

Antek siedział już od godziny nad zadaniem z matematyki. Zadanie wcale nie było jakieś bardzo trudne, ale ciężko tak odejmować, kolorować i przepisywać literki, kiedy się człowiek czegoś bardzo boi. A Antek bał się okropnie, bo następnego dnia rano był umówiony do dentysty na wyrwanie zęba. Oczywiście nie będzie szedł do dentysty sam, tylko z mamą, ale to nie zmniejszało wcale jego strachu. To było nawet jeszcze gorsze, bo Antkowi wstyd było trochę przed mamą, że się tak boi. Mama bardzo długo tłumaczyła, że zabieg nie będzie straszny, wcale, a wcale. Po prostu Antkowi wyrastał już stały ząb, a ten poprzedni, prześliczny biały mleczak, uparcie nie chciał wypadać. Mama mówiła, że zęby mleczne nie mają wielkich korzeni, że pani dentystka (na szczęście była bardzo miła) zrobi mu wcześniej znieczulenie, ale Antkowi robiło się słabo na samą myśl o zastrzyku znieczulającym. I jak tu w takich warunkach sprawdzać, które wyniki odejmowania są większe i trzeba je pokolorować? Kto potrafi myś

Państwo prorodzinne?

Ha! Na ten temat refleksje nachodzą mnie praktycznie co kilka dni. I, jak łatwo zgadnąć, nie są to refleksje optymistyczne, przy czym nie wiem dokładnie, czy to wynika z mojej osobowości, czy być może, częściowo, z mało przyjemnych obserwacji. Jakiś czas temu, podjęliśmy z Oshinowym decyzję (nie pytając kryzysu, koniunktury, ani nawet szefa), że zostaniemy rodzicami. Nie było to specjalnie dziwne dla nikogo, zapewne z uwagi na ogólnie akceptowalny układ sił (kobieta i mężczyzna), odpowiednio sformalizowany kontrakt oraz możliwości (przypuszczalne), nazwijmy je - mieszkaniowo-finansowe. Pamiętam ten magiczny moment, kiedy zostałam sama (bez męża znaczy) w nocy, w szpitalnej sali, z małym człowiekiem, śpiącym w plastikowej rynience. Jestem raczej spokojną osobą i nie miewam napadów paniki (ani ogólnie żadnych napadów), a mimo to pamiętam swoją kompletną dezorientację. Gorączkowo zastanawiałam się, cóż ja u licha, mam dalej począć. Pomimo mojego całkowitego braku jakiejkolwiek aktywnośc

RTG

Jestem kolekcjonerką i wielbicielką sytuacji i zjawisk absurdalnych. Zdarza mi się zatrzymać na chwilę i dostrzec coś humorystycznego (tak, mam specyficzne poczucie humoru) w okolicznościach, które niekiedy wcale nie są komiczne. Niby nie jest mi do śmiechu, a jednak mimowolnie zaczynam wówczas powtarzać sobie (w myśli) jakieś cytaty - najczęściej filmowe, ale nie tylko. Zagłębiem odpowiednich dialogów i wypowiedzi jest na przykład Latający Cyrk oraz pełnometrażowe filmy Pythonów. Kiedy tak sobie stoję, jakby na chwilę 'zamrożona', czasem krzywo uśmiechnięta, w obliczu dziwnych zdarzeń lub obiektów, można przypuścić, że w myślach powtarzam sobie coś w rodzaju: "Pański krok jest tylko trochę głupi, lewa noga wcale nie jest głupia, a prawa wykonuje tylko pół obrotu...". Odnoszę niejasne wrażenie, że po jakimś czasie jakoś i gdzieś je gubię. Oczywiście od zawsze miałam zamiar jakoś je notować, zatem może czas zacząć. Na absurdalne zjawiska bardzo często można natknąć s

Wielkie różowe i nie tylko

Jakoś na przełomie października i listopada ubiegłego roku, na żoliborskiej Kępie Potockiej stanął neon, którego autorem jest pan Maurycy Gomulicki. Napisano o nim, iż przypomina szklankę wypełnioną bąbelkami. Mrugający, dynamiczny neon w kolorze różowym. Mnie się podoba. Sam autor o swoim dziele mówi jako o ulotnym, wdzięcznym i zachwycającym zjawisku w przestrzeni publicznej. Zastanawiam się teraz, jak bardzo zjawisko to okaże się ulotne. Czy kiedyś najzwyczajniej zniknie, czy też będzie się pomału rozpadać, rdzewieć, czy co tam jeszcze może czekać taką konstrukcję? A może autor lub ktokolwiek inny (sponsor?) zadba o to, żeby ów neon stał już tam "na zawsze"? Czy nam się wtedy nie znudzi? Czy przestaniemy go zauważać, czy może raczej w końcu zacznie drażnić. Zobaczymy. Ostatnio jeden z moich znajomych wyraził opinię, że takie instalacje mają większy sens, gdy pojawiają się na czas jakiś, a następnie znikają. Wtedy jest co wspominać. Faktycznie, cały czas wiele osób pamięta

Dlaczego?

Ile jest rzeczy, które miałam zrobić, które zaczęłam, które zawsze chciałam - zrobić, zacząć chociaż? Wiele. Ile rzeczy zaczęłam? Trochę. Ile skończyłam? Ha! Następne pytanie poproszę. Może zatem zacznę coś, co z założenia nie będzie wymagało ukończenia, co będzie zawsze tak sobie tylko zaczęte? To jest jakaś koncepcja, prawda? Będzie chyba bezpieczniej. Może będzie to coś nie do końca zdefiniowanego? A jeśli w końcu zdefiniuje się samo, jakby od niechcenia. Pozwolę sobie mieć taką nadzieję, oby nie płonną. Pisałam kiedyś pamiętnik, to było dawno. Po co? Nie pamiętam. Był trochę egzaltowany, teraz wydaje mi się także odrobinę żałosny momentami. Przychodzą mi do głowy dwa różne powody, dla których mogłabym chcieć pisać pamiętnik. Po pierwsze - dla pamięci, aby stworzyć swego rodzaju rejestr wydarzeń, żeby nic nie umknęło. Nie udało mi się. W moim starym pamiętniku jest wiele kartek i notatek, moich własnych zapisków, które miały mi przypomnieć, o czym to ważnym jeszcze chcę napisa